Lekcja teatru: Ibsen, Czechow, Wedekind. I trzy niepokojące, drażniące, fascynujące twarze "odwiecznej Ewy": Hedda Gabler z "Heddy Gabler" Ibsena, Lubow Kaniewska z "Wiśniowego sadu" Czechowa i Lulu z "Puszki Pandory" Wedekinda. Szczęśliwemu zbiegowi okoliczności trzeba zawdzięczać, że z premierami wspomnianych sztuk klasycznych wystąpiły aktualnie teatry warszawskie. "Heddę Gabler" oglądaliśmy ostatni raz w stolicy przed dziesięciu laty na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego w mistrzowskiej reżyserii Marii Wiercińskiej z Zofią Petri w roli tytułowej. Oglądamy ją też w obecnej realizacji w Teatrze Nowym. Tamta Hedda nas intrygowała, niepokoiła, fascynowała. Obecnie artystka poszła jeszcze bardziej w głąb kreowanej postaci, rozwichrzenie ujęła w karby mądrej dyscypliny, dodając swym działaniom solidną motywację psychologiczną, ale pozostawiając jednocześnie spory margines na niepokojącą i opalizującą wieloznaczność. Jest w tej fascynującej
Tytuł oryginalny
Trzy twarze Ewy
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 114