"Trzy siostrzyczki Trupki" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze na Woli w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
Estetyka "Kiepskich" zawitała do teatru. Maciej Kowalewski próbuje ulepić z niej przejmujący obraz patologii, na jaką skazani są ludzie wykluczeni. Efekt - niekończąca się zabawa brudami. W "Trzech siostrzyczkach Trupkach" Maciej Kowalewski ożywił piękną polską tradycję nakazującą wsuwać chore dzieci na trzy zdrowaśki do pieca, a te z problemami wychowawczymi - obijać. Zmieszał to ze stęchło-szemraną poetyką internetowego przeboju "Klatka B". Filmowana na tle meblościanki pani Baśka o zębach czarnych, a nielicznych, dzieli się w nim mądrością zdobytą tam, gdzie czarne życie wre. I nie ma, że boli. Autor dodał powidoki z "Frankensteina" i "Kaspara Hausera", znalazł link między "Zbrodnią i karą" a "Trzema siostrami", skorzystał ze stylu "przaśny horror á la Martin McDonagh" i spleśniało-flegmicznego języka Sylwii Chutnik czy Doroty Masłowskiej. Efekt: koszmarna przypowiastka o trzech siostrach staruszkach, które w zapuszczonym mies