Nie dane mi było zobaczyć na scenie Kazimierza Opalińskiego, którego jubileusz 60-lecia pracy aktorskiej przydał blasku temu montażowi. Kolejnej próbie Hanuszkiewicza przybliżenia współczesnej widowni dorobku teatru przeszłości. Tym razem jednak prezentacja Fredry nie wypadła tak, jak sobie to Hanuszkiewicz marzył. Monumentalne drzewo genealogiczne zasadzone ciężką ręką scenografa nie zaowocowało w pomysły. Reżyser jakoś nie potrafił porozumieć się z autorem wyboru, jakiego Fredrę chcą pokazać. Z pewnością jest to Fredro odbrązowiony. Ale gorszym jeszcze zabiegiem wydaje mi się pomnik z gipsu. Frywolna śpiewanka przerwana w połowie, by ciąg dalszy popłynął na inną, podniosłą nutę. Fredro niezbyt nadaje się do tego, by za jego pośrednictwem oceniać epokę napoleońską. Hanuszkiewicz - zdając sobie zapewne sprawę z tej niemożności - przerywa raz po raz melancholijne wspominki, każąc nam bawić się i śmiać. Mechanicznie, na zasadzie
Tytuł oryginalny
TRZY PO TRZY w Teatrze Narodowym
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki