Kiedy trucizna zaczyna działać, najpierw drętwieją nogi, ale rozum jeszcze pracuje. Gaśnie ostatni - wraz z życiem. Na taką właśnie śmierć, posługując się nie przemocą a pucharem cykuty, czyli szaleju pospolitego, skazano ongiś w Atenach Sokratesa. Ten olbrzym z głową satyra, obdarty i bosy, niby poważny, ale złośliwy i przewrotnie dowcipny, zawsze otoczony chmarą uczniów i słuchaczy, oskarżony został o ateizm, herezję i demoralizację młodzieży. Praworządny sąd demokratycznego państwa uznał, że zbyt jest niebezpieczny filozof, który słucha tylko rozumu, a nie uczuć i uniesień, kpi z autorytetów, ba, nawet z bogów. W dodatku ośmiela się twierdzić, że rozum równa się szczęściu i że człowiek jest zły jedynie z głupoty, ponieważ nie zna siebie, kształtu rzeczy ani sensu pojęć, jakimi się posługuje. Intelektualista może sobie wątpić, negować wszystko, w co naród wierzyć powinien i żyć spokojnie, ale
Tytuł oryginalny
Trzy ostatnie dni Sokratesa
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Niezależny Nowa Europa nr 42