Po premierze co bardziej złośliwi widzowie gratulowali aktorom, którzy w niej... nie zagrali. Nie byłbym aż tak okrutny, ale przyznam, że spektakl mnie rozczarował.
"Stacha" Anny Schiller w reżyserii Iwony Kempy, najnowsza sztuka na Małej Scenie Teatru Nowego, to historia niezwykłego życia Stanisławy Przybyszewskiej, nieślubnej córki Anieli Pająkówny, zdolnej malarki, i Stanisława Przybyszewskiego, pisarza, guru Młodej Polski. Przybyszewska kochała sztukę do tego stopnia, że przez ostatnie dziesięć lat życia całkowicie poświęciła się pisaniu, głównie o rewolucji francuskiej. Zamknęła się w baraku w Gdańsku, nie kontaktowała się ze światem, żyła w nędzy utrzymując się z datków, byle tylko móc pisać. "Stacha" wyszła spod pióra Anny Schiller, krytyka teatralnego, autorki "milowych" wywiadów, m.in. z Konradem Swinarskim i Krystianem Lupą. Schiller przedstawiła własną wersję opowieści inspirowanej jedynie losami Stanisławy Przybyszewskiej. Spodziewałem się więc historii o człowieku opętanym chęcią tworzenia, o rozdarciu pomiędzy sztuką a życiem czy choćby o kobiecie próbującej sobie wywalcz