- Mamy świadomość, że jeśli rodzice się rozstają, muszą to robić w odpowiedzialny sposób, aby nie skrzywdzić dzieci. W latach 80., kiedy sami byliśmy dziećmi, działało to wszystko zupełnie inaczej - rozmowa z Agnieszką i Emilem Płoszajskimi twórcami spektaklu "Jacek i Placek na tropie księżyca" w Teatrze Muzycznym w Toruniu.
Grzegorz Giedrys: Podobno zawsze są tarcia między scenarzystą a reżyserem. Jeden drugiemu zarzuca, że nie zrozumiał wizji, za bardzo skrócił tekst albo po prostu źle coś napisał. Czy dochodziło do jakichkolwiek tarć podczas produkcji spektaklu "Jacek i Placek na tropie księżyca"? Emil Płoszajski: Mamy już tyle innych tarć, że akurat na tej płaszczyźnie jest dobrze (śmiech). Ale mówiąc już zupełnie serio, mam całkowite zaufanie do Agnieszki jako reżyserki i to jest luksus małżeńskiego tandemu. Absolutnie wierzę w nią i ufam, że to, co ona proponuje, jest dobre, wypełnia naszą wspólną wizję. Agnieszka Płoszajska: W trakcie prób, kiedy wprowadzałam zmiany w tekście, koledzy pytali żartem, czy mam numer do autora. Odpowiadałam, że planuję się z nim spotkać. Kiedyś (śmiech). Tekst sztuki "Jacek i Placek na tropie księżyca", który teraz pokazaliśmy w Teatrze Muzycznym, jest efektem długich dyskusji i sprawdzania różnych rozwiąz