- W Teatrze Małym na Marszałkowskiej graliśmy "Romea i Julię" - oni się pozabijali, potruli. Potem odchodzą w białym świetle, ich dłonie są równolegle, ale się nie łączą. Nagle na scenę weszła dziewczynka w okularach, studentka filozofii, jak się okazało, żeby nam dłonie złączyć. Ludzie myśleli, że to happening, i nikt nie zareagował. A ja do Romea: - Róbmy, co ona chce, bo nie ma złych zamiarów - wspomina EWA BŁASZCZYK, aktorka Teatru Studio w Warszawie.
Z zwyciężczynią Plebiscytu Polka 2006, Ewą Błaszczyk rozmawia Dariusz Zaborek. Jak wspomina Pani siebie z okresu, kiedy grała Pani w 'Zmiennikach' Stanisława Barei? - Moje problemy były szkolne. (śmiech) Dostawałam nagrody, miałam życzliwych ludzi, zdrowych rodziców, nie miałam dzieci. Skończyłam zdjęcia do filmu 'Nadzór' Wiesława Saniewskiego i dzwonił telefon, żeby zagrać kolejną matkę Polkę. Drażnił mnie ten standard wyobraźni, więc zagrałam jakąś ekscentryczną kurwę, żeby było w drugą stronę od 'Nadzoru'. Po czym mówię: 'Nalepię wąsy i zacznę śpiewać'. Złościła mnie ta sztampa, chciałam się z niej wyplątać i stało się to przypadkiem. Jacek Janczarski, mój mąż, pisał scenariusz ze Staszkiem Bareją i miała zagrać Jadzia Jankowska-Cieślak, ale odmówiła. I Bareja: 'To może ty byś to zrobiła?'. Ile to było lat temu? - Po stanie wojennym, 1986 rok. Bo 'Nadzór' był kręcony w stanie wojennym w Studiu Irzykow