Nie ma co ukrywać jedynym spektaklem Międzynarodowego Festiwalu Kontakt, o którym chce się myśleć po opuszczeniu Torunia, jest "Mewa" prawie siedemdziesięcioletniego Petera Steina. Dojrzałością dystansuje nerwowe przedsięwzięcia młodszych reżyserów - piszą Agnieszka Celeda i Jacek Sieradzki.
Repertuar toruńskiego przeglądu w tym roku zdominowała klasyka, przytłaczając dramat współczesny. Nie byłoby w tym nic złego, pod warunkiem że myśl interpretacyjna włożona w lektury starych tekstów byłaby żywa. Z tym jednak nie było dobrze. Klęską okazały się współczesne odczytania antyku (a miały być przewodnią nitką repertuaru!). Z Węgier (Radnóti Szinhaz, Budapeszt) przywieziono eksperyment, w którym ósemka aktorów poobsadzana wbrew warunkom (a nawet płci) dwie godziny bez najmniejszego ruchu mówi tekst "Medei", z Hiszpanii (Atalaya, Sewilla) bezmyślny kicz o Elektrze, z Rumunii (Tamasi Aron Szinhaz, Sfantu Gheorghe) kuriozalną "Antygonę", gdzie najżywszą postacią okazał się nieboszczyk Polinejkes. Z Nowosybirska (Teatr Globus) przywędrowała inscenizacja "Niestałości serc" Marivaux. Dmitrij Czerniakow wyjął dzieło z rokokowego opakowania, uzupełniając miłosny eksperyment sprzed trzystu lat metodami współczesnych manipulacji: od