Refleksja o śmierci ocalającej scenę przyszła w chwili, kiedy dyrektor IX Festiwalu Komedii Talia Wojciech Markiewicz, zaryglowawszy drzwi gabinetu, czarnymi storami zasłoniwszy okna, lękliwie przez ramię spozierając, nam - jurorom - szeptem odczytał protest, który na ręce jego przesłał dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Mikołaj Grabowski nie był z nas zadowolony - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Czy w teatrze wolno oddychać? Jak się okazuje - zależy kiedy. Zdawałoby się, że tu nie ma o czym dyskutować, o co pytać i czego rozstrzygać. Wydaje się, że sprawa jest słonecznie jasna - byle dziecię pojmuje życiodajne moce sprawnej przepony. Być żywym to wdychać i wydychać. Owszem. Ale co wtedy, gdy jedyną wartością, która może sens danego dzieła teatralnego ocalić, to widownia nabita wyłącznie zwłokami? Wtedy nie wolno oddychać. Wtedy trzeba się zmienić w zwłoki kulturalne, w dobrze wychowanego trupka. Refleksja o śmierci ocalającej scenę przyszła w chwili, kiedy dyrektor Tarnowskiego Teatru im. Ludwika Solskiego, a zarazem animator IX Festiwalu Komedii Talia Wojciech Markiewicz, zaryglowawszy drzwi gabinetu, czarnymi storami zasłoniwszy okna, lękliwie przez ramię spozierając, nam - jurorom - szeptem odczytał protest, który na ręce jego przesłał dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Mikołaj Grabowski nie był z nas zadowolony.