"Don Giovanni" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Krakowskiej. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Gdyby dzień przed pierwszą próbą "Don Giovanniego" Wolfganga Amadeusza Mozarta reżyser Michał Znaniecki z głupia frant obejrzał akurat "Czterech pancernych i psa" - w Operze Krakowskiej, legendarny kochanek byłby Jankiem Kosem, a Leporello - Gustlikiem. Zaś w -jak się zdaje - kluczowej dla ślepoty i smaku Znanieckiego scenie, kiedy to Zerlina "najeźdźca" koi ból rannego kochanka swego Masetta frazą "Najlepsze lekarstwo chcę ci dać..."- w szczytowej chwili sopranowego anglezowania Zerlina niechybnie dodyszałaby przaśne pocieszenie: "Ja, Marusia, wyleczę cię, oj, wyleczę, mój drogi Czereśniaku!". Tak by było. Cóż - Znaniecki obejrzał co innego. Z głupia frant zerknął akurat na "Osiem i pół" Federica Felliniego. Czy śmiertelnie znudzony klepaniem gdzie popadnie przysłowiowych stu oper w sezonie, bąknął wtedy do siebie: "A, niech tam - niech Don Giovanni z grubsza będzie jak Guido, i w ogóle niech wszyscy i wszystko na scenie będzie z grubsza jak