Kult życia nie pozwala nam na rozmowy o śmierci. Dziś umiera się w szpitalu, a konsekwencjami śmierci zajmuje się zakład pogrzebowy. Wykluczona śmierć znajduje swój dom w teatrze. W ciemności zamknięta w sali publiczność zostaje przymuszona do myślenia o tym, co niewygodne, bolesne, najtrudniejsze do zaakceptowania i nieuniknione - pisze Aleksandra Czapu-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Śmierć wykluczona z codzienności znajduje swój dom w teatrze. To właśnie na scenicznych deskach żywi mogą spotkać umarłych. Także w naszych teatrach. Kult życia nie pozwala nam na rozmowy o śmierci. Dziś umiera się w szpitalu, a konsekwencjami śmierci zajmuje się zakład pogrzebowy. W zapomnienie odchodzi swoisty dramat śmierci w tradycyjnej kulturze, rozłożony na poszczególne akty: czuwanie przy umierającym w domu, pożegnania, obwieszczenie wspólnocie faktu śmierci, czuwanie przy zmarłym, wreszcie procesyjne odprowadzenie zwłok z domu na miejsce spoczynku. Wykluczona śmierć znajduje swój dom w teatrze. W ciemności zamknięta w Sali publiczność zostaje przymuszona do myślenia o tym, co niewygodne, bolesne, najtrudniejsze do zaakceptowania i nieuniknione. Do teatru śmierć wkroczyła oczywiście wraz z "Dziadami" i kolejnymi głośnymi inscenizacjami dzieła Adama Mickiewicza. Najpełniejszy obraz śmierci w polskim teatrze zostawił po sobie Ta