I tu narratorka od niedawna nie żyje. Matylda Paszczenko spowita w ślubną suknię leży w kaplicy zakładu pogrzebowego, oczekując na spopielenie, i jeszcze raz przeżywa dziewczyńskie dylematy, które doprowadziły do smutnego końca jej dziewiczy zewłok. Relację uzupełniają sekwencje wideo kręcone przez nią w łazience tuż przed samobójstwem. Autorka sztuki nie racjonalizuje sytuacji, w której postawiła bohaterkę, poddaje rozmowy zmarłej z rodziną nieco surrealnemu rytmowi. Daje to efekt zarazem raniący i humorystyczny. Choćby w scenie przekupywania przez dziadków (fenomenalni Maria Maj i Zdzisław Wardejn) ledwo poczętego syna samobójczyni, żeby się i tylko nie zechciał narodzić. Syn jest postawnym mężczyzną w mundurze kapitana i żeglugi i oczywiście łapówkę przyjmuje. Cóż za strata dla polskiej floty! Ale teatr zyskał.
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój - Wwarszawa nr 1