Rabenthal albo jak przyrządzić rybę fugu - to dekadentyzm z przymrużeniem oka, zgrabny sceniczny żarcik ze współcześnie przybieranych póz na znudzenie i zblazowanie ("wszystko już było, sztuka się skończyła..."), oprawiony w dźwiękową klamrę uwertury i finału wiedeńskiej operetki "Zemsta nietoperza".
Stwierdzam to na użytek tych potencjalnych widzów, których by mogły ewentualnie wystraszyć przedpremierowe sugestie bardzo serio co do pokrewieństw sztuki Jörga Grasera z Gombrowiczem czy Witkacym, zwłaszcza z "Szewcami" tego ostatniego wraz z wpisaną tam zapowiedzią Rewolucji, Zagłady i innych Bardzo Nieprzyjemnych Rzeczy dla ludzi kultury schyłkowej, dekadenckiej i przerafinowanej. Nie bójmy się. Nie te czasy. Czy można dziś o czymkolwiek - aż tak na poważnie? W dzisiejszych czasach kultury namiastek, erzatzów i substytutów? Tytułowa ryba fugu, wyrafinowany przysmak japoński, może być śmiertelnie trująca, jeśli przyrządzi ją ktoś nie znający się na rzeczy. Dlatego właśnie jest tak poszukiwana przez wszystkich, którzy cenią sobie dreszcz emocji. Bohaterom sztuki Grasera podaje ją Boscik, kucharz z przypadku, były marynarz, były żołnierz Legii Cudzoziemskiej, samozwańczy specjalista od gotowania ryb "tak, by jeszcze żyły" i domorosły filozo