To znana rzecz, że najwięcej kłopotów dostarcza realizatorom teatralnym bliska tradycja. Do utworów powstających aktualnie ma się stosunek bezpośredni. Do dzieł obrosłych patyną ma się należytą tak zwaną perspektywę. Ale jak podchodzić do takich sztuk, jak "Sceneria zimowa" Andersona, napisana przez tego amerykańskiego dramaturga trzydzieści kilka lat tamu dla popularnych scen, zaś obecnie zagrana w Teatrze Dramatycznym ? Gdybyż przynajmniej jak sztuki Eliotta lub naszego Witkacego, była w swoim czasie ustrzeżona przed zbytnim ograniem lub niedoceniona, a co za tym nie spospolitowana? Wtedy realizatorzy mogą się szczycić odgrzebywaniem rzeczy zaniedbanych. Tymczasem "Sceneria zimowa" od ponad 30 lat oblega sceny całego świata i to także jak najbardziej liczące się z "kasą". Z punktu widzenia artystycznego staje się więc znacznie ważniejsze jak się ją zagra niż że się ją zagrało. A rzecz piętrzy przeszkody. Autor
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 53