EN

2.02.2023, 12:05 Wersja do druku

Trudne wnioski oraz przeczucia znieważenia kultury

„Znieważeni” Sándora Máraiego w reż. Przemysława Bluszcza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. teatru

W 1947 roku Sandor Marai opublikował czwartą część sagi rodzinnej zatytułowanej „Dzieło Garrenów”. Mowa o „Znieważonych”, gdzie autor ograniczył fabułę do minimum, pozwalając głównemu bohaterowi i jedynemu narratorowi Peterowi Garrenowi snuć bolesne refleksje na temat zmierzchu kultury europejskiej oraz opowiadać o czarnych chmurach zbierających się nad społecznością Europy i światem w przededniu II wojny światowej. W Teatrze Ateneum dwóch aktorów (Przemysław Bluszcz i Dariusz Wnuk), zainspirowanych słynną powieścią węgierskiego pisarza, poszukuje odniesień do naszego szeroko pojętego poczucia tożsamości oraz do obecnej sytuacji geopolitycznej, społecznej i pyta: „Kim dzisiaj jesteśmy my, Europejczycy? Dlaczego pomimo kataklizmu II wojny światowej ludzkość powtarza te same błędy?”. Dwaj panowie zauważają, że wolność osobista, szacunek wobec drugiego człowieka, wszelkiej rasy i stanu oraz niezależność (i umiejętność!) myślenia znów są zagrożone. Czyżby rewolucja bolszewicka w Rosji, faszyzm w Niemczech niczego nas nie nauczyły? Monodram w reżyserii Przemysława Bluszcza, z Dariuszem Wnukiem w roli Petera, prowokuje, drąży i próbuje przybliżyć odpowiedzi na to oraz inne pytania.

Przenosimy się do Paryża lat trzydziestych. Właśnie w tym mieście Péter słyszy jedno z przemówień Hitlera, które jest transmitowane przez radio i od razu, z nieukrywanym przerażeniem, odbiera je jako znieważenie kultury, zapowiedź utraty jej treści i zagrożenie europejskiej cywilizacji, zachodniej sztuki, moralności i piękna, także tego znajdującego swe odzwierciedlenie w miłości. Autor „Znieważonych” wyraża w ten sposób swoje bolesne przeczucie nadchodzącego upadku i przekonanie, że „szykuje się coś, co wywróci do góry nogami wszelkie znane dotąd umowy”. Teatralne spotkanie z Peterem Garrenem jest w zasadzie historią jego przemyśleń, ponieważ większość narracji zajmują refleksje wynikające z obserwacji sytuacji społecznej i politycznej Europy, wzbogacone opisem międzyludzkich relacji i zachowań. „Wsłuchiwaniu się” w wydarzenia otaczającego, odchodzącego świata i świadomość nadciągającego totalitaryzmu, który zmiecie z powierzchni ziemi poczucie wolności i odpowiedzialności za nasze wspólne duchowe dziedzictwo towarzyszą niewesołe, wręcz prorocze wnioski. Ostrzeżenia kierowane w stronę Europy, wyraziste zdanie na temat niebezpieczeństwa, jaki niesie bunt mas, w swych podstawowych zasadach sprzeczny z systemem wartości, na których jest oparta nasza łacińska cywilizacja, brzmi szczególnie mocno na maleńkiej Scenie „61” Teatru Ateneum. Reżyserskie i aktorskie wyczucie Przemysława Bluszcza pozwala wyciągnąć z monologu głównego bohatera to, co ważne i najbardziej przejmujące. Autorska adaptacja jest rzecz jasna skrótem, wyborem pewnych fragmentów poplątanej niczym labirynt, wielowątkowej, pełnej dygresji powieści (literacko dopracowanych, idealnie wyważonych i po mistrzowsku ujętych przez Máraiego w karby fraz), które wydają się wciąż aktualne, warte głębszego przemyślenia. Márai odważnie i bezkompromisowo ukazuje wiele rzeczy, które teraz wydają się oczywiste. Cóż z tego, skoro prorocze wnioski, wyrażane tak jasno w latach czterdziestych nadal do nas nie dotarły? Wzbogacone celnością i głębią psychologicznych obserwacji, znakomicie brzmią w ustach Dariusza Wnuka, wykonawcy monodramu. W krótkiej, ale jakże gęstej od znaczeń, twierdzeń, a także uczuć i emocji formie – spektakl trwa niecałą godzinę – pokazuje okrucieństwo, absurdalność wojny (a właściwie przeczucie nadciągającej tragedii i katastrofy) oraz obawę o stabilność naszego świata kultury. Bez cienia fałszu prowadzi wewnętrzny monolog z sobą i z otoczeniem.

Spektakl zaczyna się bardzo subtelnie, od spostrzeżeń dotyczących młodego małżeństwa z sąsiedztwa i ich przepięknie, z delikatnością opisanej miłości. A potem napięcie gwałtownie narasta i wcześniej swobodnie spacerujący po ulicach Paryża Peter Garren, w swoim domu wypełnionym starymi książki, słyszy w radioodbiorniku przemówienie Hitlera. To początek profetycznych, ponurych refleksji na temat „Nowego Bizancjum”. Podziwiam klasę z jaką aktor interpretuje tekst, eksponując głosem – czasami szeptem, innym razem wręcz krzykiem – istotę monodramu. Mimiką, ruchem ciała, drobnym gestem zaskakuje i wzrusza, bazując na emocjach słuchających. Ale jeszcze częściej odwołuje się do rozumu, a w wypowiadanych słowach jest trochę filozoficznych przemyśleń, prowokacji i kontrowersyjnych elementów. Aktor podkreśla niuanse tekstu, zmienia intensywność oraz emocjonalność przekazu dbając, aby publiczność nie pogubiła się wśród zaplątanych ścieżek, którymi biegnie myśl bohatera. I ani przez chwilę nie nudzi. Potrzeba do tego dobrej, wypracowanej techniki aktorskiej, doświadczenia scenicznego i umiejętności, a tych Dariuszowi Wnukowi nie brakuje.

Scenografia w niewielkiej przestrzeni Sceny „61”, choć w surowej, szarej tonacji, punktowo jedynie rozświetlanej barwnym światłem, jest bardzo wymowna i dobrze podkreśla klimat całości. A skojarzenia swobodnie biegną ku latom 30. XX wieku, zwłaszcza, że kostium bohatera zgodny jest z tym stylem.

Monodram „Znieważeni” to tysiące pytań, ale nie znajdziemy na nie odpowiedzi wprost. Odwołanie do człowieka jako istoty myślącej, do homo sapiens z wielowiekową tradycją kulturalną, humanistyczną, zakorzenioną w starożytności, pomaga w dostrzeganiu zamysłu autora i twórców spektaklu. Wnioski nie są optymistyczne, mimo to warto samemu je sformułować – spektakl w tak wnikliwej reżyserii i doborowej interpretacji z pewnością do tego nakłania.

Tytuł oryginalny

Trudne wnioski oraz przeczucia znieważenia kultury

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

01.02.2023