"Utalentowany pan Ripley" wg Patricii Highsmith w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku W Sieci.
Radosław Rychcik na szczęście nie wmawia, że konkuruje ze słynnym filmem Anthony'ego Minghelii czy powieścią Patricii Highsmith. Tworzy własną opowieść. "Rychcik mnie bierze" - takie zdanie przypadkowo dotarło do mnie z rozmowy dwóch widzów wymieniających opinie zaraz po pokazie w Teatrze Studio. I coś w tym jest, bo Rychcik należy do nielicznej grupy reżyserów, którzy nie twierdzą, że umieją każdy literacki materiał rozłożyć na czynniki pierwsze, jakby się urodzili, by wypełnić jakąś sceniczną misję. Nie wstydzi się odważnych skojarzeń, choć zgoda, że często naiwnych i wyjętych żywcem z wyobraźni nastolatka, który nagle dorwał się do teatralnych narzędzi. Widz to wyczuwa, bo takie skojarzenia chodzą po głowie każdemu, kto rozumie, jak właśnie teatr potrafi je unaoczniać. W poznańskich "Dziadach" Rychcik posunął się do powołania świata wręcz bezczelnego, przekładając Mickiewicza na amerykańską popkulturę, ale też