Dom rodziny Zbigniewa Herberta stoi w Sopocie. Do tej pory nie ma na nim choćby marnej tabliczki. Sopot już dawno stracił był szansę zostania stolicą kultu Herberta na rzecz Kołobrzegu. Co za obciach! Gdyni Herbert, prawdę mówiąc, nigdy nie kręcił. Gdańsk zaś najbardziej kręci sam siebie, ma zresztą żywego Grassa - pisze Tadeusz Skutnik w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
W poniedziałek rozbrzmią i rozbłysną w Warszawie media, zwiastując oficjalne rozpoczęcie Roku Zbigniewa Herberta [na zdjęciu], uchwalonego przez Sejm jeszcze w lipcu ubiegłego roku. Transmisji nie będzie, więc w Trójmieście nie da się namaścić oczu ani uszu stołecznymi fajerwerkami. Trzeba się więc zdać na własne, trójmiejskie i pomorskie. A własnych, w tym konkretnym dniu, jest mniej niż zero. Nie da się ukryć: Trójmiasto zaspało "w temacie Herberta" i dopiero kolnięte dziennikarskim piórem zaczyna budzić się z zimowego snu, półsennie przemyśliwując, co by tu zrobić, żeby się pismaki odtentegowały. Sopot już dawno stracił był szansę zostania stolicą kultu Herberta na rzecz Kołobrzegu. Co za obciach! Gdyni Herbert, prawdę mówiąc, nigdy nie kręcił. Gdańsk zaś najbardziej kręci sam siebie, ma zresztą żywego Grassa. Może coś z siebie wydobędzie, na coś NCK się zdobędzie, ale na co? Równie to mgliste jak program uczczeni