Mówi się o kobietach, że skomplikowane, niestałe, niezdecydowane. A co powiedzą najbardziej zażarci mizogyni, kiedy to samo o ich płci powie mężczyzna? Oczywiście, nie oszczędzając dam, bo przecież nawet najbardziej przewrotny ludzki samiec nie wyda, nawet wymyślonego przez siebie, pobratymca, tak nago i boso pod pręgierz opinii innych. Tym bardziej damskie tło musi być wyraziste. I potraktowane z ciepłem i humorem. Takie są "Walentynki" Iwana Wyrypajewa w Teatrze Śląskim, wyreżyserowane przez Beatę Dzianowicz. To opowieść o trójkącie, który przetrwał śmierć mężczyzny, łącząc dwie kochające go kobiety - żonę i kochankę. Nie tylko miłość przetrwała, ale i rozpacz, nienawiść, żal. I brak zdecydowania w tym tercecie, w którym facet chciał mieć ciastko i je zjeść. Feministki mogłyby powiedzieć, że autor miał na tyle przyzwoitości, że go uśmiercił stosunkowo młodo. Maskuliniści, że panie nie lepsze, bo żadna nie potrafiła zre
Tytuł oryginalny
Trójkąt Walentyna
Źródło:
Materiał nadesłany
Raport nr 5