Ten trójkąt znalazłem u Artauda i narysowałem go na ścianie w pierwszej siedzibie przy ul. Brackiej 15. W kole umieściłem go po "Spadaniu", a całość w kwadracie, gdy osiedliśmy na stałe przy ul. Krasińskiego - pisze Krzysztof Jasiński. Firmowy znak STU przez czterdzieści lat rozrastał się, zmieniał i stabilizował, całkiem jak ten teatr - pisze Joanna Targoń każdego Gazecie Wyborczej - Kraków.
Dla każdego pokolenia czy półpokolenia (bo w teatrze czas biegnie szybciej) widzów, nazwa STU oznacza co innego. Teraz STU to "Hamlet" z gwiazdorską obsadą, laserami i prawdziwym basenem, kabarety Rafała Kmity, a także spektakle, na których można się zabawić, posłuchać piosenek, popatrzeć na gwiazdy z bliska, bo sala niewielka, a scena otoczona widownią z trzech stron. Dla starszych nieco widzów - królestwo Bogusława Schaeffera w klasycznych już i wzorcowych wersjach familii Grabowskich i Jana Peszka. I "Opisu obyczajów" Grabowskiego. Jeszcze starsi wspominają pierwsze przedstawienia przy ul. Krasińskiego, w których grała stara gwardia STU - "Donkichoterię" czy "Tajną misję". Wcześniej był cyrkowy namiot na ul. Rydla, gdzie po "Pacjentach" wg "Mistrza i Małgorzaty" STU pokazywało rozbuchany witkacowski musical "Szalona lokomotywa", "Ubu Króla", "Operetkę". Dla wielu starszych jeszcze widzów ten prawdziwy teatr STU to "Spadanie", "Sennik polski" i "Exo