1. Co pewien czas na środek jednej z kilkudziesięciu polskich scen wychodzi kolejny Gogolowski Horodniczy. Boleściwym gestem ściska łeb przyozdobiony krótko strzyżoną peruką (od czasu kreacji Jana Kurnakowicza większość polskich Horodniczych czesze się najeża). Z emfazą, z patosem ciska w widownię słynne "Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się smiejecie!" Ale minę ma tak jakby zakłopotaną. Bo i w samej rzeczy nikt się nie śmieje. Już prędzej współczucie można odnaleźć w oczach widzów. Nieszczęśliwy facet - mówią te litościwe spojrzenia - świństwo mu zrobili, przykro patrzeć, jak się męczy. Komu to chciałoby się śmiać? Coś niedobrego dzieje się z naszym śmiechem. Na widowniach teatralnych daje się to zauważyć bardzo wyraźnie. Widz pragnie żartu, rozśmieszenia, zabawy - to pewne. Ale akceptuje w gruncie rzeczy niemal wyłącznie humor gagowy, mechaniczny, bezpośredni. Znacznym powodzeniem cieszą się nowe odmiany
Tytuł oryginalny
Trochę uczciwej złośliwości
Źródło:
Materiał nadesłany
Dialog nr 10