Ideał będzie się tylko w milczeniu uśmiechał z portretu dawno porzuconego gdzieś pod szafą - o spektaklu "Portret" w reż. Krzysztofa Jaworskiego w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze pisze Dominika Świerad z Nowej Siły Krytycznej.
Stalin, zamszowy płaszcz, mambo i przesłodzona kawa - czy te rzeczy da się jakoś połączyć? Jeleniogórski Teatr Norwida pokazuje, że można, choć efekt jest dyskusyjny. Inscenizację "Portretu" Mrożka rozpoczyna Stalin właśnie, spoglądając na nas z wielkoformatowej projekcji. Jak wielki brat czuwa nad całym spektaklem. I chociaż po chwili uśmiechnięta twarz zostanie zastąpiona obrazem błękitnego nieba, jego duch będzie obecny do końca. Tadeusz Wnuk wciela się w Bartodzieja - steranego i niespełnionego człowieka, dla którego największą niegdyś świętością był dumny Ojciec Narodów z hołubionego portretu. Teraz, dręczony wyrzutami sumienia, jedzie odkupić winy i zapłacić za dawne błędy. Postać, chociaż w zamierzeniu złożona i pełna wewnętrznych sprzeczności, w wykonaniu Wnuka jest przezroczysta. Spuszczona głowa i monotonny głos aktora nie są w stanie oddać emocji i głębi. Zamiast na Bartodzieju, uwaga widza skupia się na muzyce z