Pisząc przed wakacyjną przerwą pomiędzy sezonami teatralnymi w Krakowie o polskiej prapremierze "Zamku w Szwecji", a zarazem o debiucie scenicznym głośnej już, młodej pisarki francuskiej, Francoise Sagan - wspomniałem w rozmowie z reżyserem krakowskiego spektaklu, Jerzym Jarockim o jego (reżysera) koncepcji wystawienia tej sztuki. Miał to być zatem "kryminał z przymrużeniem oka" i jak gdyby nawiązanie do filmowego obrazu "Czerwonej oberży".
Istotnie, przedstawienie rozgrywa się w tym klimacie. Pełno tu "zmrużeń oczu" i odrealnienia tła a la "Czerwona oberża". Jedynie konflikty - można powiedzieć: odwieczne - miłości, zazdrości i tzw. przeciwieństw w kobiecej naturze - rysują się prawdziwie - i one stwarzają pozory, że farsa Saganki nabiera życiowych rumieńców. Tych pozorów - i rumieńców znaleźć tu można aż za wiele. Nie wszystkie przynależą do gatunku... zdrowych. Wiadomo przecież, iż autorka "Witaj smutku" obiera sobie w poruszanych tematach dość specyficzne środowisko, wyszukane (i przetrawione atmosferą kawiarnianej cyganerii) nastroje oraz typy swoich bohaterów. Nie jest również zaskoczeniem - jej pewna obsesja erotyzmu - która to obsesja wywołała w określonych kręgach czytelniczych i krytycznych istny zalew plotek sensacyjno-reklamowych. Cynizm pomieszany z lirycznymi nutkami - ów głos młodego pokolenia, daleki od romantyzmu i mgławych osłonek na tle obyczajowości Zach