ZASKOCZENIE teatralnej Warszawy jest zupełne. Nie tylko tym, że Jerzy {#os#1241}Grzegorzewski{/#} wziął na warsztat "Operę za trzy grosze" Bertolta Brechta, ale i wynikiem jego poczynań. Grzegorzewski to twórca przedstawień pozornie mało efektownych, poeta scenicznych mroków, reżyser dramaturgii często bardzo trudnej, raczej sięgający w głąb, niż dbający o względy tzw. szerokiej publiczności. A tu - musical Brechta i Kurta Weila, bijący wszędzie rekordy powodzenia! Na przykład na Broadwayu, w Theatre de Lys, sztuka ta szła po wojnie przez siedem lat osiągając dwa tysiące przedstawień. Jest to zarazem najlepsza oznaka przemian czasu, podczas których zagubiła się gdzieś ostrość społeczna "Opery...", a pozostała jej wspaniała widowiskowość. Przypomnijmy, że polska prapremiera (reż. Leona {#os#7466}Schillera{/#}) w 1929 r. w Teatrze Polskim, w niecały rok po prapremierze berlińskiej, zakończy�
Tytuł oryginalny
Triumf osobowości
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 15