Fermentacja bladego krętka -- tak dosadnie wyraził się o twórczości nie jakiego Izydora Ducasse, Francuza dziewiętnastowiecznego żyjącego w młodości w Urugwaju, używającego pseudonimu Lautreamont, bo tatuś nie życzył sobie by kalać niegodziwościami spływającymi spod pióra synka rodowe nazwisko - sam Maeterlinck. Verlaine uważał Lautreamonta za poetę wyjącego, Camus twierdził, że jego twórczość - to śmiech ust przeciętych brzytwą. Słowem, człowiek uważany przez Francuzów za czołowego i pierwszego surrealistę w literaturze, przeklętego, obyczajowego potwora i - jednak, dziś: klasyka - pojawił się w polskim teatrze i stołecznym życiu towarzyskim tej jesieni raptem, brawurowo w nie lada towarzystwie. Teatr STUDIO od dawna ma opinię ekskluzywnego warsztatu wykuwania awangardy wedle polskiej modły, jak sobie to obmyśli jego szef, Jerzy Grzegorzewski. Tłumów tu nfiema, poza premierami, no, bo... awangarda. A teraz nagle - szał. Warszawa
Tytuł oryginalny
Triumf bladego krętka
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Szczeciński nr 287