Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to się dzieje, że jedne zespoły niezależne istnieją wiele lat, a inne rozpadają się w mgnieniu oka? I dlaczego niektóre zyskują aprobatę widzów, ba, nawet sławę, przechodząc do historii, a inne po zakończeniu działalności niemal wyparowują z jej kart?Ja tak - felieton Joanny M. Czajkowskiej w portalu taniecPOLSKA.pl.
W części teoretycznej mojej rozprawy doktorskiej zajmowałam się m.in. innowacyjnością w sztuce. Analizowałam drogi artystyczne wybranych polskich twórców tańca, a inspiracją do moich dywagacji były założenia zaczerpnięte z psychologii twórczości. Według Edwarda Nęcki dla twórczości wybitnej kluczowe są trzy grupy cech związane z otwartością, niezależnością i wytrwałością. I co ważne – odgrywają one decydujące role na wszystkich jej etapach
Co jednak z resztą? By artyści tańca, czy teatru, mogli istnieć i tworzyć, potrzebne są duże nakłady finansowe. I nie chodzi tu jedynie o zwykłe przeżycie artystki/artysty (choć oczywiście też). Produkcja, promocja i prezentacja w przypadku sztuk scenicznych pochłaniają krocie, to rzecz wiadoma.
Chodzi zatem o to, by twórcy obdarzeni wymienionymi wyżej cechami i talentem trafili na odpowiednie warunki socjalne i produkcyjne. Choreografowie/choreografki i tancerze/tancerki, pracujący w teatrach instytucjonalnych, mają znacząco inną sytuację, niż ci niezależni, co widać nie tylko na przykładzie wielkości scen, rozmachu inscenizacji, ale też obieranej tematyce i samej formy dzieła.
Jak więc to zrobić, by w ruletce życia kulka wpadła w odpowiednią przegródkę?
By artysta trafił na ludzi i warunki, które będą sprzyjały jej/jego rozwojowi?
Czy jest jakiś schemat artystyczno-ekonomiczno-społeczny, który gwarantuje sukces?
Niespodziewanie weekendowy wypad do Sztokholmu: wizyta w Muzeum Tańca i Dansens Hus przyniosły mi olśnienie! Brakujące trzy komponenty do pełni szczęścia to: miłość, seks i pieniądze.
Wiem, wiem… nie jest to teza naukowa. Jednak, po przeanalizowaniu historii Baletów Szwedzkich (1920–25) i twórców tego zespołu, wnioski nasunęły się same. Potem przełożyłam ową hipotezę na inne zespoły i voilà – hipoteza ta stała się w mojej głowie najprawdziwszą z prawd!
Ale do rzeczy: Balety Szwedzkie (Ballets Suédoise) powstałe na wzór Baletów Rosyjskich, miały reprezentować kulturę swojego kraju za granicą, i tak jak zespół Diagilewa, stacjonowały w ówczesnej artystycznej stolicy Europy, Paryżu, a dokładniej mówiąc w Théâtre des Champs-Elysées. Grupa miała rozbudowaną formę, w zespole baletowym zatrudniała około trzydzieści osób (głównie ze Szwecji i Danii), a także „dwudziestoosobowy zespół administracyjno-techniczny, pianistę oraz od jednego do trzech dyrygentów. […] Zespół wystąpił w 146 miastach Europy […] oraz w Stanach Zjednoczonych
Zespół założyli inwestor i impresario Rolf de Maré (1888-1964) oraz wybitny tancerz i choreograf Jean Börlin (1893–1930). To ich spotkanie, fascynacja i miłość, otworzyły drogę do powstania zespołu o unikalnym stylu, współpracującego z wybitnymi artystami (m.in. Fernandem Légerem, Francisem Picabią, Colem Porterem, Erikiem Satie, czy Jeanem Cocteau). Ale od początku! Choć w przeszłości pochodzący z niezwykle zamożnej rodziny erudyta, kochający sztukę i podróże Rolf de Maré, widział solistę Jeana Börlina na scenie Królewskiej Opery w Sztokholmie, dopiero bezpośrednie poznanie zrodziło namiętne uczucie. Börlin oprócz wyjątkowych umiejętności tanecznych i ekspresyjnych miał też ambicje choreograficzne. Gdy nie mógł spełnić się w tej roli w operze (pracował tam wówczas Michaił Fokin), podjął się tworzenia małych form i ruszył w objazd po kraju, jednak wciąż marzył, by pracować na szerszą skalę. To stało się możliwe dzięki miłości, oddaniu i pieniądzom jego nowego partnera. Rolf, dysponent fortuny gromadzonej przez pokolenia, zainwestował w powstanie Ballets Suédoise. Zespół istniał pięć lat, czyli tyle, ile ich miłość. Mówiło się oczywiście o problemach finansowych kompanii, jednak to wypalenie się fascynacji i miłości erotycznej spowodowało decyzję o zamknięciu teatru. Ciekawe jest to, że aż do przedwczesnej śmierci choreografa panowie utrzymywali ze sobą kontakt i że to właśnie Rolf de Maré był osobą, z której inicjatywy powstało muzeum. To on chronił nie tylko cenne pamiątki po byłym ukochanym, ale i pamięć o jego pracy i o nim samym.
Zatem miłość, seks i pieniądze to triada niemal doskonała. Daje odwagę do działania, światowy rozmach i zrozumienie w oczach ukochanej/ukochanego. Jeśli dołożymy do tego talent, mamy gotowy sukces.
Co jednak, jeśli akurat nie spotkamy na swojej drodze bajecznie bogatego, zakochanego w sztuce partnera lub partnerki? Pozostaje mieć nadzieję, że wszystkie te elementy odnajdziemy w życiu osobno i że zadziałają równie skutecznie, czego Wam i sobie serdecznie życzę.