"Gazetowy" teatr był dziełem kolektywu, ale to Markuszewski temu, co nieteatralne nadawał teatralny kształt. Napisałem kiedyś, że był mistrzem scenicznego przekazywania myśli - konstruktorem form wypowiedzi. Teraz powiem więcej - był twórcą artystycznego oblicza teatru - o Jerzym Markuszewskim i Teatrze STS w 65. rocznicę jego powstania pisze Lech Śliwonik w kwartalniku Scena.
Nie ma i nigdy już nie będzie teatru, jaki powstał w 1954 roku, przetrwał w dobrej (przeważnie) kondycji - tworząc w latach 70. nurt alternatywny - do stanu wojennego, a potem jeszcze dogasał do 1989 roku. Dla pokolenia polowy lat 50. - STS-u i Bim-Bomu, także dla pokolenia przełomu lat 60. i 70. - STU i Ósmego Dnia, teatr był jedyną możliwością wypowiedzi - artystycznej, społecznej, często politycznej. Młoda inteligencja, bo tak widzieli swą pozycję studenci, chciała naprawiać świat, co zaczynało się od mówienia własnym głosem. Młodzi chcieli być w sztuce kreatorami, więc szukali, eksperymentowali, ryzykowali. To jest także moja osobista rocznica. Wiosną 1956 roku wszedłem do teatru studenckiego i pozostałem w nim bardzo długo. Moim początkiem był warszawski Studencki Teatr Satyryków i program "Czarna przegrywa, czerwona wygrywa". Potem były setki zespołów i przedstawień, festiwale i konfrontacje, koledzy, przyjaciele. Z STS-em związałem