Opera "Tristan i Izolda"w inscenizacji Mariusza Trelińskiego otworzyła sezon artystyczny w Metropolitan Opera House w Nowym Jorku. To odważna decyzja programowa Met, bo pięciogodzinna inscenizacja Ryszarda Wagnera jest mroczna i brutalna, naturalistyczna - relacja USCH w Polityce.
Dla polskiego reżysera to kolejne prestiżowe doświadczenie, choć tym razem oprócz braw rozległy się na widowni (świadkowie mówią, że odosobnione) gwizdy. Poprzedni spektakl Trelińskiego w Met - "Jolanta/Zamek Sinobrodego" z 2015 r. - został dobrze przyjęty przez amerykańską krytykę. Tym razem recenzenci z dzienników "Washington Post", "New York Times" czy "Guardian" (tu najniższa nota) chwalili nie tyle Trelińskiego, co gwiazdy, które przyciągnął. O występie genialnego dyrygenta Simona Rattle'a pisali, że osiągnął równowagę między inteligencją i gwałtownością muzyki Wagnera. Docenili też odważną i zachowującą delikatność kreację lubianej wagnerowskiej sopranistki Niny Stemme, Izoldy. Jednocześnie amerykańscy dziennikarze wyrażali wątpliwość, czy zasadne były wszystkie odważne inscenizacyjne chwyty zastosowane przez Trelińskiego - zwłaszcza pod koniec opery, gdy Stemme jako umierająca Izolda, śpiewając "Liebestod", podcina sobie �