W naszym kraju wszystko stało się polityką. W operze, w tym całkowicie sztucznym świecie opartym na umowności, w którym najprostszą czynność staje się pretekstem do zaśpiewania arii, znalazłem azyl. Reżyserując "Cyganerię", nie muszę się opowiadać za Platformą czy PiS, za to mogę stanąć po stronie człowieka, jego racji i uczuć - mówi reżyser Mariusz Treliński.
Przeszło pół roku temu minister kultury Kazimierz Ujazdowski (PiS) i dyrektor naczelny Opery Narodowej Janusz Pietkiewicz arogancko pozbyli się reżysera Mariusza Trelińskiego, ówczesnego dyrektora artystycznego Opery. Jednak widzowie oraz środowisko muzyczne i teatralne popierają artystę. Treliński został ostatnio Człowiekiem Roku i laureatem podwójnej nagrody "Gazety Co Jest Grane" - Wdecha 2006, którą otrzymał od dziennikarzy i od publiczności. Wcześniej został laureatem nagrody miesięcznika "Teatr" im. Konrada Swinarskiego. Anna S. Dębowska: Odczuwa Pan satysfakcję? Mariusz Treliński, reżyser: Raczej gorzką. Nie pragnę rewanżu, nie chcę też komentować tego, co się teraz dzieje w Teatrze Wielkim. Natomiast bawi mnie paradoks, że po tym, jak odwołano mnie ze stanowiska dyrektora artystycznego Opery Narodowej i moje zamierzenia legły w gruzach, prawie zaraz popłynęły w moim kierunku wyrazy uznania, propozycje reżyserskie oraz zaproszenie do objęc