Mówiła mi mama, a mamie jej mama, że pani Mniszkówna zasługi ma bezsprzeczne. Bo "Trędowata" była wprawdzie lekturą dla kucharek, ale też często stanowiła pierwszą książkę, którą ta kucharka w życiu przeczytała. Pierwszą - a niekoniecznie ostatnią. A więc zdobywała Mniszkówna "nowego czytelnika" - co dzisiaj np. jest rzeczą nobilitująca. Wtedy zresztą "Trędowata" nie była w ogóle najgorszą lekturą - w epoce, gdy pod szkolną ławą czytywało się tomiki w rodzaju "Wygnana w dzień ślubu" - bez autora i wydawcy. W sopockim Teatrze Letnim, w którym prezentuje sceniczną adaptację (dzieło Joanny Olczakówny-Ronikier) "Trędowatej" zespół teatru z Kalisza, bilety wyprzedane. Więc może "Trędowata", jako dzieło, nie jest już tak trędowata w narodzie? Może warto przerwać jałowe spory - rzecz wreszcie wydać drukiem? Wydawnictwo, które się na to zdecyduje, ma zapewnione pokrycie deficytu z kilku "cegieł" zaliczanych wszakże o
Tytuł oryginalny
Trędowata
Źródło:
Materiał nadesłany
DZIENNIK BAŁTYCKI nr 172