EN

2.02.2006 Wersja do druku

"Traviata" w kurorcie

"La Traviata" w reż. Tomasza Koniny w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Tomasz Konina przeniósł akcję tej słynnej opery Verdiego z paryskich salonów do ekskluzywnego sanatorium. Jednak niewiele z tego wynika. Generalnie inscenizacji zabrakło subtelności, a na kilka scen reżyser wręcz nie miał pomysłu. Tak naprawę to pięknie wypadł jedynie finał, kiedy umierającą Violettę zalewa potok intensywnego białego światła, gasnącego nagle w chwili jej śmierci. Pierwszy akt przebiega mniej więcej zgodnie z autorskimi didaskaliami, chociaż i tutaj kilka razy można by zapytać: dlaczego lub po co? Nieporozumienia rozpoczynają się w momencie, kiedy na scenie pojawia się stary Giorgio Germont, ojciec Alfreda, który jakoś nie może się wyzbyć erotycznych gestów wobec Violetty (wszak rozmawia z kobietą uprawiającą wiadomy zawód). W tej sytuacji jej dumne słowa: "panie, kobietą jestem i we własnym domu" wypadają zupełnie sztucznie i nieprzekonująco. Podobnie jak nagła zmiana starego Germonta w troskliwego ojca swoich dzieci. Mia

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

"Traviata" w kurorcie

Źródło:

Materiał nadesłany

Nasz Dziennik nr 28

Autor:

Adam Czopek

Data:

02.02.2006

Realizacje repertuarowe