Mariusz Treliński to reżyser modny, nowoczesny, ale i kontrowersyjny. Niemal każda premiera tego artysty wzbudza diametralnie różne sądy i opinie.Tak też się stało i tym razem.
Trelińskiemu znowu udało się podzielić, a może nawet poróżnić zarówno publiczność jak i krytykę. Są okrzyki zachwytu, brawa i owacja na stojąco. Ale jest też totalna negacja i artystyczny niedosyt. Tak zresztą jak są zwolennicy tradycyjnej inscenizacji pełnej ciężkich aksamitnych kostiumów, złotych ram i operowych div o rubensowskich kształtach. Są jednak tacy miłośnicy operowego rzemiosła, którzy kochają inscenizacyjną nowoczesność, niezwykłą scenografię i młodych uzdolnionych śpiewaków. "Traviata" Giuseppe Verdiego jest sprawdzonym rarytasem muzycznym. Cenionym, lubianym, popularnym. Można więc to dzieło wystawić tradycyjnie, ale można je odkurzyć i unowocześnić. Mariusz Treliński pokusił się o to drugie rozwiązanie. Jego bohaterka, Violetta, to nie kurtyzana z klasycznej inscenizacji, ale współczesna gwiazda kabaretowa i jednocześnie prostytutka. Jako atrakcyjna kobieta nie musi czekać na miłość. Jest adorowana i hołubiona.