"Traviata" Giuseppe Verdiego w reż. Grażyny Szapołowskiej, widowisko plenerowe Opery Wrocławskiej. Pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Wielkie widowiska operowe w plenerze i w Hali Ludowej to niezaprzeczalne osiągnięcie dyr. Ewy Michnik w jej bogatym w wydarzenia wrocławskim pontyfikacie operowym. Dobrze, że coroczne inscenizacje plenerowe kontynuuje dyr. Marcin Nałęcz-Niesiołowski, choć wybór "Traviaty" na takie superwidowisko był, niestety, przedsięwzięciem niefortunnym. "Traviata" jest operą salonową, rozgrywającą się we wnętrzach, gdzie Violetta przyjmuje gości, rozmawia z ojcem Alfreda, w kasynie gry jest przez niego znieważona, po czym umiera na gruźlicę w swym skromnym pied-a-terre. A my, zgromadzeni w pokaźnym amfiteatrze zainstalowanym na tyłach Opery, w miejscu, gdzie od lat znajdował się parking dla melomanów, oglądamy fabułę, która jest zaprzeczeniem klimatów stworzonych przez Aleksandra Dumasa (syna) w "Damie kameliowej". W salonie Violetty (nie w pałacu, jak podaje opasły program, w którym nie ma jakichkolwiek informacji o solistach) zgromadził się tłum paryskiego