- Brałam dorosłych na dywanik i transportowałam, ciągnąc do punktu sanitarnego, nieraz kilkadziesiąt metrów. To często byli bardzo młodzi ludzie, ciągnęłam ich i mówiłam: "Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze" - trójmiejska aktorka KRYSTYNA ŁUBIEŃSKA o Powstaniu Warszawskim.
Roman Daszczyński: Scena z powstania warszawskiego, która najmocniej wbiła się w Pani pamięć? Krystyna Łubieńska: Placyk na Żoliborzu. Strzały, latające samoloty, wybuchy, ludzie biegnący w popłochu. I pośród nich jakaś kobieta stoi z podniesionymi rękami, w jednej dłoni trzyma za włosy małą głowę i krzyczy: "Coście zrobili z moim dzieckiem!". Urwana przez bombę głowa dziecka? - Tak, strzęp dziecka. Nie wiem czy przez bombę. Nietrudno było wtedy natknąć się na fragmenty rozerwanych ciał. Od przeszło pół wieku jest Pani aktorką Teatru Wybrzeże, mieszka w Trójmieście, w zupełnie innej rzeczywistości - a mimo to powstanie warszawskie jest traumą, która wciąż do Pani powraca? - Muszę powiedzieć, że do niedawna nie wracało. Jakoś nauczyłam się nie myśleć o tym, ale rok temu napisał pan reportaż o ostatnich weteranach powstania, którzy mieszkają na Pomorzu i ten tekst tak mną poruszył, że sama się do pana zgłosił