Zaledwie wczoraj pisałem o "Królu Edypie" w Teatrze im. JARACZA, a już dzisiaj chciałbym do niego powrócić, w dniu prasowej premiery zdarzyło się bowiem coś, czego ani przemilczeć, ani do normalnej recenzji wtłoczyć nie sposób... Zaproszeni goście zajęli grzecznie swoje miejsca, resztę zaś widowni wypełniła młodzież, która uczciwie przyszła dopełnić abonamentowego obowiązku wobec Melpomeny, kuratorium i statystyki - niestety data teatralnej ofiary zgoła niefortunnie zbiegła się z meczem Legii, która brała właśnie srogi rewanż na Belgach... Równo z gongiem drużyny wybiegły na boisko i równo z gongiem w bocznych lożach cichutko rozgadały się tranzystory... Wcześniej jeszcze przez widownię przebiegł gromki śmiech, kwitujący scenę, w której Edyp gniewnie uderza nogą o ziemię, a w istocie grzebie nią nieporadnie jak spętany koń - była to aż nazbyt sroga kara za nie dość wysoką sprawność techniczną aktora. Ten okrutny, bru
Źródło:
Materiał nadesłany
"Express Ilustrowany" nr 265