EN

9.10.2004 Wersja do druku

"Trans-Atlantyk", czyli koniec

"Trans-Atlantyk" w reż. Lecha Raczaka w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej-Poznań.

Bodaj nigdy jeszcze nie słyszałam po premierze w Gnieźnie takich oklasków. Nie owacyjnych, nie odświętnych, nie okazjonalnych - a przejętych, poruszonych, wzruszonych. Ale też spektakl w reżyserii Lecha Raczaka daje do takiego aplauzu wiele powodów. To przedstawienie... tradycyjne (szczególnie w kontekście "Transsssu..." Wycichowskiej) - na scenie wystawia się po prostu adaptację "Trans-Atlantyku" Gombrowicza: jest narracja, są postaci. Bohater - Gombrowicz (Bogdan Ferenc) prowadzi nas przez dwa światy: polskich emigrantów, grzęznących po uszy w przeszłości (stęchłej, kwaśnej, kołtuńskiej...) i argentyńskiej awangardy unurzanej po szyje we współczesności (wyuzdanej, perwersyjnej, zepsutej). Mamy tu całą plejadę karykaturalnych postaci kapitalnie zagranych: bez szarży, ale i bez kompleksów. Minister Kosiubidzki Justyny Polkowskiej i Gonzalo Wojciecha Siedleckiego wybijają się na plan pierwszy, ale tu naprawdę gra cały zespół - jak jeden organ

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Trans-Atlantyk", czyli koniec

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza-Poznań nr 238

Autor:

Ewa Obrębowska-Piasecka

Data:

09.10.2004

Realizacje repertuarowe