Można by powiedzieć tak: Gdyby Gombrowicz chciał zrobić z "Trans - Atlantyku" sztukę do grania na scenie, toby zrobił. A jednak mistrz tego gatunku, autor genialnej "Operetki", "Ślubu'' i "Iwony, księżniczki Burgunda'' wolał obraz polskiej emigracji zaprezentować w formie pisanych w pierwszej osobie wspomnień "początkującego emigranta". Po cóż więc przenosić na scenę rzecz zupełnie i pod każdym względem nie nadającą się do tego? Oglądajmy co jest do oglądania, a co jest do czytania - czytajmy. Ale cóż. W sytuacji, kiedy szansę na zapoznanie się z twórczością jednego z największych pisarzy polskich są znikome (a to ze względu na żałosne nakłady i brak wznowień) - prezentacja w teatrze staje się ważna, a częstokroć dla odbiorcy jedyną możliwością obcowania z gombrowiczowskim teatrem. Dlatego reżyserowi należą się wyrazy uznania za pomysł, oraz za mądrą adaptację i realizację tego karkołomnego zadania.
Tytuł oryginalny
Trans-Atlantyk
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 188