Posklejany z cytatów spektakl Wiktora Rubina to fascynujący sceniczny esej o przenikaniu popkultury do naszego życia.
Trudno wyobrazić sobie większe przeciwieństwa niż przestrzeń internetu i przestrzeń teatralna. Z jednej strony łatwo dostępny śmietnik, z drugiej - rytuał, forma, konwencja. Tu migawkowe rewelacje i masowość, tam elitarność i uniwersalne problemy. Który model jest dziś bliższy życiu? Twórcy "Tramwaju zwanego pożądaniem" (1947) postawili na świat wirtualny. Na kilka miesięcy przed premierą założyli blog internetowy (www.teatrpolski.pl/blog/), na którym komentowali kolejne etapy swojej pracy. Również dramat Tennessee Williamsa (1911-83) potraktowali jak luźną strukturę forum internetowego z mnóstwem odnośników, linków, dygresji. Zamiast przedstawionej linearnie historii zaproponowali lekką i atrakcyjną grę w skojarzenia. Klikasz "miłość", wyskakuje "Emmanuelle", wstukujesz "los", włącza się "Era wodnika" z "Hair". Podziurawiony tekst z niezwykłą łatwością wchłonął przeboje Kory, wiersze Słowackiego i Stachury, "Spalam się" Kazika