"Skoro nas odpychają ku naszemu odbiciu i w nim topią, niech ten obraz ich zmusi do zgrzytania zębami". (Jean Genet, "Murzyni") A więc mamy Geneta w polskim teatrze. Czy właśnie tego "Świętego Geneta", który się Sartre'owi wydał archetypem geniusza, zarażonego wolą zła i odrzucającego pogardliwie wszelki moralny porządek? Tego poetę, który - Sartre'a - nie chce jak Rimbaud zmienić życia, ani jak Marks - społeczeństwa, szuka jedynie "bytu w pozorze", poza skalą wartości etycznych i estetycznych? Tego realistę, który ma odwagę być tym czym jest; który kocha Francję rozpaczliwie i nienawistnie; który szuka perfekcji w tym, co złe, aby odkryć piękno zła? Te wszystkie określenia z eseju Sartre`a "Saint Genet, comedien et martyr" (1952) byłyby mylące w stosunku do autora napisanych w roku 1958 "Murzynów". Tą właśnie sztuką, bodajże najtrudniejszą, Teatr Ateneum zdecydował się zapoczątkować recepcję Gen
Tytuł oryginalny
Tragizm będzie dziś w czarnym kolorze
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Kultura Nr 1