"Ich czworo" w reż. Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze na swoim blogu krytykat.
Jak głośno trzeba się śmiać, by zagłuszyć rzeczywistość? Jak bardzo trzeba być głupim, by widzieć wyłącznie czubek własnego nosa? Bohaterowie "Ich czworo" udowadniają, że śmiać się można nawet z największej tragedii, a głupota może osiągnąć wykraczające poza ludzką świadomość wyżyny. "Ich czworo" to zabawna i gorzka zarazem opowieść o samotności, głupocie i życiowej matematyce. Jest ich troje - dziecko (Iga Mencel), żona (Sonia Bohosiewicz) i mąż (Jerzy Stuhr). On z inteligencji, ona raczej niekoniecznie, chociaż usilnie (by nie powiedzieć żałośnie) stara się udowodnić swój wysoki poziom intelektualny. Dziecko jest gdzieś między jej i jego życiowymi aspiracjami. Równianie dosyć proste, ale gdyby dodać jeszcze kilka niewiadomych? Na przykład podstępną szwaczkę (Iza Kuna), albo kochanka(Tomasz Kot). Wtedy dopiero robi się ciekawie! To już wyższa matematyka. Równanie z kilkoma niewiadomymi, w nawiasie kłamstwa, przemnożo