"Lulu na moście" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Newsweeku Polska.
Adaptacja filmowego scenariusza "Lulu na moście" Paula Austera to niewypał. To, co było siłą filmu Austera: tajemnica, przenikanie się świata realnego z halucynacją - w reżyserii Agnieszki Glińskiej sprowadziło się do opowieści o tym, jak się kręci film ze średniej klasy aktorami. Niestety, opowieści poważnie szwankującej formalnie. Gdy na scenę jako szalona reżyserka wkracza Joanna Szczepkowska, natychmiast niknie reszta zespołu, zostaje solowy popis gwiazdy, niczym w przedstawieniu teatralnym sprzed 120 lat. W cień chowa się Patrycja Soliman, grająca Celię, czyli tytułową Lulu, znika świetna młoda aktorka Dominika Kluźniak. Marcin Dorociński gra Izzy'ego Maurera, saksofonistę, który stracił jedno płuco. Przejął się zadaniem tak dalece, że grał, jakby nie miał i tego drugiego. To osiągnięcie - przez dwie godziny mówić tak, by widz nic nie usłyszał. Tragedia.