"Maria" w reż. Michaela Gielety w Operze Bałtyckiej w Gdańsku na festiwalu Solidarity Of Arts. Pisze Henryk Tronowicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
O "Marii" Antoniego Malczewskiego od lat głucho. Poemat pod strzechy nad Wisłą nie trafił. Niegdyś, w mojej szkolnej młodości, w lekturach nie figurował. W księgarni słyszę, że teraz też go nie ma. Fabularny rodowód utworu (sprzed blisko 200 lat) ma umocowanie w wydarzeniach autentycznych. Pierwowzorem tytułowej Marii była szlachcianka Gertruda Komorowska, która padła ofiarą zamaskowanych zbirów. Dziś mówimy - nieznanych sprawców. Najęci przez magnata Franciszka Potockiego, teścia szlachcianki, dranie jej zwłoki cisnęły do stawu. Stało się to za sprawą mezaliansu, popełnionego potajemnie przez Stanisława Szczęsnego-Potockiego, syna magnata, dla którego postępek potomka cięższy był niż grzech najcięższy. Horror nie jest wynalazkiem naszej słodkiej epoki. Kino na horrorze niekiepski biznes robi. A kiedy sto lat temu zaczyna po ekranach biegać zamaskowany Fantomas, w tym czasie po makabrę z poematu Malczewskiego sięga aż trzech polskich kom