Ponura historia rzymskiego rodu patrycjuszy posłużyła Juliuszowi Słowackiemu do napisania krwawej tragedii romantycznej, pełnej namiętności, przemocy i zbrodni - "Beatryks Cenci".
A zainspirował poetę słynny obraz Guido Reniego przedstawiający piękną ojcobójczynię Beatrice. Żyła naprawdę (1577-99), była córką Francesca, okrutnika nienawidzącego własnej rodziny, na której zlecenie zginął z ręki morderców. Zleceniodawców wykryto, uwięziono, torturami zmuszono do zeznań i skazano na śmierć. Legenda pięknej, młodej ojcobójczyni, która zabiła, by ratować się przed kazirodztwem (taki motyw podawała obrona podczas procesu Cencich), okazała się bardzo inspirująca. Po Shelleyu i Stendhalu - sięgnął po nią Juliusz Słowacki, szkicując wersją francuską, później polską, także nie w pełni wykończoną, stąd pewnie tak rzadko wystawianą na scenie. Tę krwawą, makabryczną, pełną gwałtownych namiętności tragedię obejrzymy w reżyserii Jana Englerta. Opowieść o młodej, pięknej i czystej Beatryks, obłąkanej bezbożnością zbrodni ojca i skażonej potwornym złem. I o wielkim, romantycznym wręcz mistycznym uczuciu