"Miłość i gniew" Johna Osborne'a należy już dziś do klasyki dramaturgii współczesnej. Prapremiera tej sztuki przed 17 laty w londyńskim teatrze Royal Court zapoczątkowała całą falę utworów, ukazujących w krytycznym świetle dzień dzisiejszy Anglii. Kiedy dziś, po latach, wracamy znowu do tego dramatu, zadajemy sobie mimo woli pytanie: co ma on nam jeszcze do powiedzenia? Okazuje się, że bardzo wiele. Reżyser spektaklu telewizyjnego Zygmunt Hubner potrafił sięgnąć do głębszych warstw sztuki. I oto wyszło na jaw, że nie to jest w niej najważniejsze, co zadecydowało o jej sukcesie w roku 1956: żywy, soczysty, autentyczny język, świetny obraz obyczajowości tych warstw, których teatr w Anglii nigdy przedtem nie pokazywał. Ta naturalistyczna warstwa sztuki najmniej nas dziś interesuje. Ale pod nią kryje się prawdziwa tragedia ludzi zagubionych w bezsensownym świecie, cierpiących, zadających sobie ból tylko dlatego, że się nie rozumieją, że nie
Tytuł oryginalny
Tragedia dnia powszedniego
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 36