Od dawna trwa dyskusja, w której krzyżują szpady obrońcy, a nawet entuzjaści, oraz przeciwnicy inscenizacji wielkich powieści. Wyznam szczerze, że należę do zwolenników adaptacji. Mogą one przecież tak bardzo wzbogacić repertuar naszych scen, tyle dać materiału reżyserom i aktorom, tyle prawdziwych i głębokich wzruszeń widzom. Oto ożywają na scenie znane z lektury i bliskie postacie, oto ucieleśnia się ich kształt literacki, a każdy kto zna książkę, konfrontuje swoje wyobrażenia o postaciach powieści z tym, co widzi na scenie. A iluż ludzi sięga po arcydzieła literatury dopiero po obejrzeniu przedstawienia, kiedy rozbudzona w teatrze ciekawość, każe im przeczytać książkę. Można statystycznie stwierdzić współzależność zwiększonych i błyskawicznie znikających nakładów "Eugenii Grandet" czy "Lalki" z wystawieniem ich inscenizacji w teatrze. A ogromne powodzenie "Pensji pani Latter" w Teatrze Współcze
Tytuł oryginalny
Tragedia amerykańska?
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 102