"Towiańczycy, królowie chmur" w reż. Wiktora Rubina w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Marek Troszyński w Teatrze
Od czasu pojawienia się w Paryżu w 1841 roku Andrzej Towiański potrafił szybko zgrupować wokół siebie śmietankę artystyczną i intelektualną Wielkiej Emigracji. Koło Sprawy Bożej Towiańskiego od początku też dawało pożywkę czarnej legendzie przybysza z Litwy. Niejasne, "magiczne" zdolności mistrza, wbrew deklaracjom - niecałkowicie zgodny z rzymskokatolicką ortodoksją rys jego nauki, wykształcenie własnej obrzędowości, narażającej na kpiny z zewnątrz, a także wytworzenie własnego, specyficznego języka - wszystko to odwracało uwagę od istoty towianizmu. Nauka dostępna tylko dla wtajemniczonych, w strzępach dochodząca do "profanów", miała ogromną siłę mitotwórczą. Poza samymi towiańczykami, liczącymi w porywach do stu osób, reszta pozostających poza Kołem nastawiona była wrogo lub szyderczo. Kontrastowało to z powagą Braci, z godnością obnoszących po mieście swoją utajnioną wyższość. Cała Sprawa nie miałaby raczej większ