"Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza w reż. Jacka Jabrzyka w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Kroki ćwiczą, w przejęciu podskakują, na podesty się wspinają, sami siebie w pomnik zamieniają, celebrują, nadymają... Bo "ja państwo przecież, ja poseł, ja minister!". Świetny "Trans-Atlantyk" w Teatrze Dramatycznym trafia w punkt. Trudno uwierzyć, że tekst napisany 60 lat temu może tak rezonować z obecną rzeczywistością polityczną i społeczną. Trudno uwierzyć też, że Gombrowicz opisywał groteskową rzeczywistość polonijną w dalekiej Argentynie, a nie przyglądał się naszej, tutejszej. Że tak naprawdę wcale się nie zmieniliśmy. I że diagnoza jednak jest niewesoła. Choć przecież najnowsza premiera w Dramatycznym potrafi rozbawić, a właściwie cały czas wprawia w chichot. Ale to chichot, który w pewnych momentach zamiera w gardle. Gombrowicz bowiem nie daruje polskim "świętościom" narodowym, kpi z polskich mitów, wyszydza polską mentalność oszalałą na punkcie polskich bohaterów, narodowej sprawy, groteskowego romantyzmu. I choć