"Tosca" w reż. Franka-Bernda Gottschalka w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.
Szkoda, że oczekiwana przez lata w Łodzi opera Pucciniego wypadła dużo poniżej możliwości teatru. Liczba bzdur i logicznych wpadek w najnowszej premierze łódzkiego Teatru Wielkiego - "Tosce" - dorównuje liczbie nut, które Puccini zapisał w partyturze swej najsłynniejszej opery. Ale tak to już bywa, gdy teatr sprowadza realizatorów za pośrednictwem holenderskiej agencji Zdzisława Supierza. Mam nadzieję, że twórcy tym razem zapłacili "Wielkiemu" za zezwolenie na pracę na zawodowej scenie. Jeśli nie, to należy ich ścigać. Giacomo Puccini akcję "Toski" osadził niezwykle precyzyjnie - rozgrywa się ona w ciągu 16 godzin: w południe i wieczorem 14 czerwca i o świcie 15 czerwca 1800 roku. Kolejno w kościele św. Andrzeja, pałacu Farnese i zamku św. Anioła. Reżyserujący w Łodzi "Toskę" Frank-Bernd Gottschalk wymyślił natomiast, że akcja jego spektaklu toczyć się będzie w faszystowskich Włoszech, a więc 120 lat później. Reżyser przeniesienia