...Bez cienia nadziei zasiada publiczność, by obejrzeć "Franka V". Jakie można mieć złudzenia, gdy sztuka rozłożyła się w tak doświadczonym teatrze jak Dramatyczny w Warszawie? W dodatku prasa na Wybrzeżu (takie krążą słuchy) wypowiadała się o tym przedstawieniu bardzo sceptycznie. I nagle dzieje się coś, czego nikt nie przewidywał. Po pierwszym akcie zrywają się oklaski: nie te grzecznościowe, ale burzliwe, namiętne. W antrakcie wszyscy zapamiętale dyskutują. Sukces teatru? Bądźmy ostrożni, nie dajmy się unieść pierwszym wrażeniom. Ale to, co się dzieje na scenie, trafia bezbłędnie w styl sztuki: reżyser (J. Goliński) idzie ostro i na całego w groteskowym ujęciu i równoczesnej parodii konwencji operowych.Jest w tym żelazna konsekwencja. Każdy z pomysłów zaskakuje świeżością. To, co w Warszawie się nie udało, tu święci triumfy. Już pierwsza scena sfingowanego pogrzebu Franka V świetnie rozwiązana: kondukt prz
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Kulturalny nr 28