"Maria Stuart" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Artur Duda w Teatrze.
Od ostatniej polskiej inscenizacji "Marii Stuart" Friedricha Schillera minęło kilka dziesięcioleci, od prapremiery - ponad dwieście lat. Nic dziwnego, że decyzję dyrekcji Teatru im. Wilama Horzycy i reżysera Grzegorza Wiśniewskiego o realizacji "Marii Stuart" na toruńskiej scenie należy uznać za odważną. Zwłaszcza że dramat ten zalicza się do sztuk "gadanych" - postaci mówią, mówią, mówią, a my, współcześni, nie mamy czasu na słuchanie. W dodatku postaci dramatu Schillera mówią o namiętnościach, które zastąpił dziś cielesny seks, i o mechanizmach władzy, które zostały wyparte przez partyjne przepychanki. A jednak Grzegorz Wiśniewski podejmuje próbę zasypania tej przepaści, dając widzom w efekcie dość ciekawą opowieść o ludziach i politykach. Przede wszystkim rezygnuje z historycznych kostiumów, z dworsko-sentymentalnych konwencji, koron i ukłonów. W to miejsce pojawiają się stroje współczesne. Zgryźliwi powiedzą: biznesowe. Życzl