"Tartuffe" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Katarzyna Janowska w Polityce.
Wystawiany w krakowskim Starym Teatrze "Tartuffe" zaczyna się intrygująco. Rozświetlony słońcem mieszczański salon pasuje i do czasów Moliera, i do współczesnych. Domownicy przy herbatce wysłuchują nagan matki Orgona. Babcia narzeka na styl życia młodych i za wzór stawia wszystkim Tartuffe'a - przybłędę, który wkradł się w łaski pana domu. Wnuki w piżamach ziewają znudzone i nie mogą się doczekać, kiedy starsza pani przestanie zrzędzić i wreszcie sobie pójdzie. Synowa ubrana jak elegancka pani domu (Katarzyna Gniewkowska) podśmiewa się z jej gadania. Tartuffe (świetny jak zwykle Krzysztof Globisz) zjawia się w domu w brązowym garniturze, który wygląda jak z biznesowej kolekcji Bossa, pije herbatę z torebki i wypytuje służącą (Urszula Kiebzak z powodzeniem wprowadza na scenę żywioł komediowy), co dzieje się w domu. Ten Tartuffe to nie demoniczny, dwulicowy, obłudny oszust, ale zwykły naciągacz z przetłuszczonymi włosami. Pozbawiony chary